Recenzja filmu

Śubuk (2022)
Jacek Lusiński
Małgorzata Gorol
Andrzej Seweryn

Matka Polka Walcząca

Film Jacka Lusińskiego z jednej strony celnie piętnuje wady nadwiślańskich systemów oświaty oraz opieki medycznej i społecznej – w których od transformacji ustrojowej zaszły tylko drobne zmiany
Pamiętacie początkową scenę "Człowieka z marmuru"? Janda-Agnieszka jak petarda kroczy w niej korytarzem gmachu telewizji i ekspresyjnie polemizuje z konserwatywnym redaktorem, który sprzeciwia się jej odważnemu pomysłowi na film. Powrotem do tego obrazu była scena z zeszłorocznej "Sonaty", gdy bohaterka Małgorzaty Foremniak namawia dyrektora szkoły muzycznej, by umożliwił jej uzdolnionemu, ale niedosłyszącemu synowi naukę w placówce. Idąc za mężczyzną, desperacko, ale jasno grzmi, że "odhumanizowany system zamyka przed nimi drzwi, ale przecież tworzą go ludzie i tylko człowiek może go otworzyć". Swoja tyradę puentuje słowami: "Czy pomoże nam pan otworzyć te drzwi? Tylko tyci". W kinie polskim wiele jest takich zdeterminowanych, nierzadko samotnych kobiet, które muszą ganiać po urzędach za smętnymi panami w garniturach i upominać się o to, co im należne – lub ich dzieciom. 


Do grona takich postaci należy Maryśka (Małgorzata Gorol), matka chłopca w spektrum autyzmu, główna bohaterka "Śubuka", filmu pod wieloma względami podobnego do "Sonaty". Maryśce i jej synowi, Kubusiowi, również nikt nie chce uchylić drzwi nieinkluzywnego systemu edukacji. Ona zaś chodzi i prosi, puka i zaczepia, a gdy kolejny raz wyrzucają ją za drzwi, niestrudzenie wchodzi oknem. Nie ma wątpliwości, że kropla drąży skałę, że walenie w mur popłaca, a trwałą zmianę często poprzedza ciężko wywalczony precedens. Lecz jakkolwiek heroiczne są takie nonkonformistyczne postawy, ich koszt ponoszą jednostki, w tym wypadku samotne matki wychowujące dzieci z rozmaitymi zaburzeniami czy niepełnosprawnościami. "Śubuk" (jeśli wciąż intryguje Was enigmatyczny tytuł, przeczytajcie go wspak) to list miłosny do nich. Ale nie sentymentalny, cierpiętniczy czy przesadnie patetyczny. Film Jacka Lusińskiego z jednej strony celnie piętnuje wady nadwiślańskich systemów oświaty oraz opieki medycznej i społecznej – w których od transformacji ustrojowej zaszły tylko drobne zmiany na lepsze – z drugiej zaś ukazuje niezłomność kobiet walczących o godne życie dla swoich dzieci, unikając jednocześnie romantyzowania ich postawy.

Chociaż "Śubuk" w centrum opowieści stawia wyrazistą protagonistkę, która prowadzi nas przez dwie dekady swojego życia – od końca lat 80., aż po późne lata 2000. – w pewnym sensie mamy tam bohaterkę zbiorową. Macierzyńskie doświadczenie Maryśki, zwłaszcza towarzyszące mu podwójne osamotnienie (ojciec dziecka porzuca ją, zaś państwo nie wspiera), utkane jest bowiem z wielu autentycznych historii, do jakich dotarli twórcy filmu. Bohaterkę graną przez Małgorzatę Gorol poznajemy jako młodą, marzącą o studiach dziewczynę, która zachodzi w nieplanowaną ciążę. Od początku niełatwo nawiązać jej więź z synkiem, a wraz z ujawnianiem się jego spektrum autyzmu, wychowanie i pogodzenie tego z pracą staje się coraz trudniejsze. Zwłaszcza że początek lat 90. to czas, gdy wiedza o autyzmie nie była tak szeroko rozpowszechniona. Samo zaburzenie zaś – zwłaszcza gdy przejawiało się opóźnionym rozwojem mowy lub jej brakiem – najczęściej traktowano wtedy jako jedną z niepełnosprawności umysłowych, z góry skreślając intelektualny potencjał dzieci w spektrum. 


Tymczasem ekranowy Kubuś wykazuje ponadprzeciętne zdolności w zakresie myślenia abstrakcyjnego i przetwarzania wzrokowo-przestrzennego. W jednej ze scen widzimy, jak kilkulatek, pozostawiony na chwile sam w pokoju, błyskawicznie układa ogromne puzzle z "Ogrodem rozkoszy ziemskich" Bosha. A to dopiero początek. Jednym z głównych wątków filmu Lusińskiego jest zatem bój toczony przez Maryśkę o utworzenie w miejscowej szkole klasy integracyjnej, w której jej syn, a także inne dzieci z niepełnosprawnościami (zwykle ruchu, słuchu lub wzroku), mogłyby uczyć się wraz z dziećmi pełnosprawnymi. Bohaterka Gorol aktywizuje okoliczne matki borykające się z podobnym wykluczeniem i razem starają się wpłynąć na dyskryminujące prawo oświatowe, a tym samym uchylić drzwi systemu innym. Choćby tyci. "Śubuk" nie jest więc filmem o spektrum autyzmu w takim stopniu, jak była nim przykładowo "Temple Grandin", biopick starający się w przystępny sposób oddać na ekranie specyfikę funkcjonowania osób z owym zaburzeniem. Perspektywa bliskich tytułowej bohaterki była tam istotna, ale tylko uzupełniała jej narrację. W wypadku polskiej produkcji proporcje zostają odwrócone – to opowieść o kobiecie żyjącej z osobą w spektrum autyzmu, pozwalająca nam przyglądać się nie tylko jej walce o sprawę, lecz także codzienności i związanych z tym wyzwań w zmieniających się okolicznościach.

Bardzo cieszę się, że Małgorzata Gorol (wybitna na deskach teatru), na ekranie dotychczas widziana raczej w mniejszych występach, w końcu zagrała rolę pierwszoplanową. Dźwiga ona emocjonalny ciężar filmu i szczególnie dobrze radzi sobie z dynamiką swojej postaci. Transformacja ustrojowa rymuje się tu z przemianą protagonistki, jej dojrzewaniem do początkowo niechcianego macierzyństwa i akceptacją nowej roli w życiu. Jednocześnie walka, jaką bohaterka toczy z systemem, nie unieważnia jej pozostałych cech i emocji poświadczających, że gdzieś w Maryśce, obok uporu i dumy matki walczącej, jest również wiele niespełnionych ambicji i niezaspokojonych tęsknot. Znakomitej Gorol nie ustępuje też reszta obsady. Andrzej Seweryn nieco wbrew dystyngowanemu emploi, gra tu stetryczałego sąsiada, który, dopiero poznając bliżej Kubusia i jego mamę, zmienia swoje nastawienie do nich. Pochwały należą się także kilku młodym aktorom wcielającym się w tytułowego Śubuka w różnych etapach jego życia – szczególnie Wojciechowi Krupińskiemu (chłopiec w rzeczywistym spektrum autyzmu) oraz starszemu Wojciechowi Dolatowskiemu. Zachwycający jest też oczywiście epizod Aleksandry Koniecznej, która pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu, lecz jak zawsze ujmuje swoim subtelnym aktorskim manieryzmem. Za każdym razem, gdy widzę ją na ekranie, w myślach dziękuję Janowi P. Matuszyńskiemu, reżyserowi "Ostatniej rodziny", za odkrycie jej dla polskiego kina i uczynienie prawdziwą gwiazdą.


Jednakże to nie wspaniałe kreacje aktorskie są największą siłą "Śubuka". Jest nią raczej pewna proporcjonalność czy kulistość. Innymi słowy, to film skrojony pod możliwie szeroką publiczność, ale niemal wolny od banałów i uproszczeń; dramatyczny, ale nie posępny czy dołujący; wypełniony znaczną ilością pozytywnej energii i humoru, lecz oferujący coś więcej niż feel good; niemal kronikarski, a niesłychanie potoczysty; dziejący się w przeszłości, a rezonujący z bieżącymi problemami społecznymi… I tak można byłoby wymieniać jeszcze długo. Być może ta obłość, przystępność i brak reżyserskiej dezynwoltury zamyka Lusińskiemu drzwi do salonu kinowych autorów przez duże A. Być może w rękach reżysera lub reżyserki o wyrazistszym stylu powstałby film wybitny. A może wyszłaby z tego po prostu wyrafinowana bryła, która, choć z każdej strony wyglądałaby inaczej, nie przyciągnęłaby wzroku zbyt wielu osób. Pozostaje więc cieszyć się, że "Śubuk" to tak udane kino środka i że film, który powstał z poczucia gniewu, tak umiejętnie przekuwa go w bijące z ekranu empatię i solidarność, jednocześnie oddając głos tym, które wciąż nie są wystarczająco słyszane.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones